piątek, 11 marca 2016

Zabić drozda




Współczesna powieść amerykańska jest mi bardzo bliska, lubię ją, potrafię się w niej odnaleźć. Największą słabość mam do południowych, palących słońcem, spokojnych i leniwych miasteczek – potrafią mnie wciągnąć, zaciekawić, zatrzymać. Moja przygoda ze współczesną prozą amerykańską zaczęła się od niewielkiej miejscowości Maycomb w stanie Alabama i małej Scout narratorki powieści Zabić drozda. Czytałam wcześniej książki pisarzy pochodzących z kraju Thoreau, Hawthorne’a czy Twaina, ale dopiero w wieku dwunastu lat, po skończeniu powieści Zabić drozda potrafiłam stwierdzić, że ten rodzaj powieści na długi czas stanie się moim ulubionym gatunkiem.

Dlaczego wróciłam po prawie piętnastu latach do jednej z moich ulubionych historii w literaturze światowej, pomimo że potrafiłam odtworzyć w swojej pamięci sceny, historie opowiedziane przez małą narratorkę? Odpowiedź jest prosta.  Chciałam się przekonać, że ta właśnie książka jest idealną powieścią nadającą się na formę audio. Już wtedy, kiedy po raz pierwszy skończyłam ją czytać, przyczepiła się do mnie myśl, że Zabić drozda idealnie nadawałaby się do czytania w świetlicy szkolnej, na konkursach recytatorskich. Pierwszoosobowa narracja, sugestywny język i emocjonalny przekaz stanowią mieszkankę, z której powstaje dobry audiobook (przykładem jest Dynastia Miziołków, Ciemno prawie noc, czy Służące).

Audiobooka czyta Joanna Koroniewska przez pierwszą godzinę nie mogłam się dokładnie wsłuchać w treść książki, gdyż głos aktorki jest niski i dojrzały – w niczym nie przypomina i nie kojarzy się z głosem małej dziewczynki. Dopiero po czasie sposób mówienia lekorki zaczął się „zgrywać” z postacią zadziornej Scout. Dopiero wtedy mogłam z całą przyjemnością zacząć przenosić się myślą do Maycomb. Bardzo przypadła mi do gustu dykcja i tempo czytania, dodatkowo nie musiałam ciągle zmieniać głośności – często się zdarza, że w książkach mówionych kobiety  nie tylko modelują głosem, ale dodatkowo czytają cicho, kiedy jest taka potrzeba i głośno, gdy narracja sugeruje krzyk, złość itd., jest to tak irytujące, jak częste.

Okładka jest wiernym odzwierciedleniem okładki książkowej. To dobry ruch wydawnictwa reklama wersji papierowej tytułu prawdopodobnie odzwierciedli się także w sprzedaży płyty. Dodatkowo białe tło z jednym elementem szybko wpada w oko i zachęca do bliższego przyjrzenia się. Cieszę się, że w tym wypadku zrezygnowano z grafiki sugerującej wiek głównej bohaterki. Takie rozwiązanie zawęziłoby grupę odbiorców.

Te jedenaście godzin z książką minęło bardzo szybko, pomimo że znałam już jej treść nie przeszkodziło mi to w oczekiwaniu na rozwój akcji. Dzięki temu, że tym razem słuchałam powieści, mogłam lepiej dostrzec sposób pisania autorki, język był prosty, zwięzły i doskonale podkreślał nie tylko fabułę, ale i w ciekawy sposób kreował postaci. Kiedyś moją uwagę skupiała przede wszystkim sprawa prowadzona przez adwokata, ojca głównej bohaterki, teraz większą uwagę zwróciłam na postać Dilla (był on wzorowany na postaci Trumana Capote, jednego z moich ulubionych pisarzy), historię sąsiada – tajemniczego mężczyzny nieprzekraczającego nigdy progu swego domu, czy też przemianę, dorastanie starszego brata Scout – Jema, jak i samej głónej bohaterki. Nie chcę tutaj przytaczać fabuły książki, każdy z nas wie, że jest ona o problemie rasizmu w USA, o uprzedzeniach, które zawężają ludzkie horyzonty, jest historią o dorastaniu i przemianie, jest o złu w czystej postaci, jak i dobru spotykanemu w najmniej spodziewanych okolicznościach.

Nie dziwi fakt, że książka dostała nagrodę Pullitzera, nie dziwi fakt, że a jej podstawie powstał jeden z lepszych filmów w kinematografii światowej. Dziwi jedynie to, że książka nie jest jeszcze obowiązkową lekturą o człowieczeństwie.

Fabuła 5
Interpretacja 5
Efekty specjalne
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 5
Ogólne wrażenie 5

wtorek, 8 marca 2016

„Nie masz cwaniaka nad warszawiaka”. „Pięć lat kacetu” Grzesiuka





Kilkakrotnie obejrzałam film Życie jest piękne Benigniego i zawsze nawiedzała mnie myśl, że temat poważny, przerażający, przygnębiający, ale odarty z patetyczności i wzniosłego tonu staje się bardziej uderzający. Na potwierdzenie własnych słów miałam Los utracony Kertesza, czy Pamiętnik z powstania warszawskiego Białoszewskiego. Moje spostrzeżenie dotyczy także audiobooka Pięć lat kacetu Stanisława Grzesiuka. 

Oczywiście liczne są głosy, że autobiografia jest zbyt strywializowana, spłycona, a przez to staje się nieprawdziwa, „naciągana”. Dodatkowo, nie będę tego głębiej roztrząsać – często podnosi się krzyk o stosunek Grzesiuka do polityki, kościoła itd. Prawdę powiedziawszy, nie chcę o tym słyszeć, niech jego książki mówią same za siebie, w moich oczach zostanie on zawsze „cwaniakiem”, „uroczym warszawiakiem”. Nie będę tutaj rozpatrywała przynależności partyjnych człowieka, który wychował się w trudnych warunkach (Boso, ale w ostrogach – tytuł pierwszej części autobiografii), przeżył pięć niewyobrażalnie trudnych lat w obozie koncentracyjnym, a potem zmagał się z gruźlicą (ostatnia część autobiografii: Na marginesie życia). Wydaje mi się, iż w pewnym momencie powinno się przestać dywagować nad przyczyną wydania twórczości pisarza i skupić się jedynie na tekście, który mówi do nas. Wydanie książkowe drugiej części autobiografii przeczytałam już kilka dobrych lat temu, a niedawno postanowiłam zmierzyć się z audiobookiem.

Największą barierą, myślę, że nie tylko dla mnie, był głos lektora. Znając „brzmienie” autora, m.in. dzięki śpiewanym przez niego piosenkom (U cioci na imieninach, Siekiera, motyka), ciężko jest przywyknąć do mocnej, przyjemnie zachrypionej barwy aktora. Choć dodam, że przyzwyczajenie się do tego zabiera niewiele czasu. Książka jest „dobrze mówiona”, zdarzają się minimalne niedociągnięcia (miałam wrażenie, że czasami lektor gubił się w tekście), ale w żadnym wypadku nie rzuca to złego cienia na audiobook. Minusem dla mnie było zbyt duże podzielenie tekstu na 5–10-minutowe fragmenty. Osobiście wolałabym około 15-minutowe odcinki – łatwiejsze dla mnie w odtwarzaniu. Co do opakowania, trzeba o nim wspomnieć, gdyż wygląda ono niezwykle, jak na taką formę zapisu książki, ascetycznie – proste, bez żadnych ozdobników. Nie jest to pudełko dla osoby chcącej postawić je na półce i napawać się pięknem wyszukanego prostopadłościanu, ponieważ to tylko mała plastikowa forma w kształcie płytki (podobno taki kształt nazywa się muszelkowatym) – wpływa to na pewno na niską cenę audiobooka.

Niepozorny audiobook skrywa w sobie tekst o porażającej treści. Grzesiuk, chłopak pełen werwy i – jak sam to nazywa – sprytu życiowego, opisuje w pierwszoosobowej narracji swoje przeżycia z obozów koncentracyjnych. Autor nie waha się przyznać do czegoś, co budziło potępienie wśród innych więźniów. Pisze między innymi o kradzieży chleba, która była jedną z największych zbrodni w kodeksie obozu. Jednakże Grzesiuk wspomina także o swoich dobrych uczynkach: pomoc słabszym od siebie, dzielenie się jedzeniem. Istotne jest to, że narrator stara się nie oceniać, tylko opisuje, mieszając straszne wydarzenia ze szczyptą humoru. Nie skupiając się na szczegółach, które można poznać, słuchając audiobooka, książka pokazuje nam jedno (cytuję za Grzesiukiem): „Podstawą życia w obozie było, w moim pojęciu, maksymalne miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia, a w zasadzie można to ująć w jedno zdanie – postępować przeciw wszystkim zarządzeniom władz obozowych, bo wszystkie zarządzenia miały na celu jak najszybsze wykończenie więźniów”.

To, że znam inne książki o tej tematyce, umacnia mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że postawa Grzesiuka była niepowtarzalna. Poprzez zbagatelizowany sposób opisu, ja osobiście nie odczuwam spłyconego obrazu tragedii, której doznali ludzie ponad pół wieku temu. Przez to rośnie mój podziw dla autora, gdyż nie jest łatwo w takich warunkach zachować wrodzone poczucie humoru, zadziorność oraz uczynność dla przyjaciół, kolegów, słabszych i wymagających pomocy.

„Masz mało czasu trzeba dać świadectwo” – każde ze świadectw z okresu II wojny jest prawdziwe, nie da się wartościować tego, co jest ważne i ważniejsze, prawdziwe i prawdziwsze – co najwyżej możemy mówić jedynie o formie przekazu najbardziej nam odpowiadającej. Inaczej będę czytać Dziewczynkę z listy Schindlera, Byłem asystentem doktora Menele, czy w końcu Pięć lat kacetu, odbierać zaś je będę tak samo: upamiętnienie, dowód tych, którzy przeżyli. Powinniśmy czytać takich świadectw jak najwięcej, nie po to, by wpadać w nieustanne przygnębienie, lecz po to, aby pamiętać, że TO zdarzyło się naprawdę, a nie tylko na kartach książki.


Fabuła 5
Interpretacja 4+
Efekty specjalne brak
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 4+
Ogólne wrażenie 5

piątek, 4 marca 2016

Dr Jekyll i pan Hyde




Z tym audiobookiem wszystko było „nie-po-drodze”.
Przecież staram się nie słuchać książek, które już wcześniej poznałam;
przecież staram się wybierać nagrania czytane przez jednego lektora (fanką wielogłosu nie jestem – wystarczy mój osobisty, wewnętrzny); przecież nagranie na płycie CD – a gdzie to można odsłuchać? Tyle wysiłku kosztuje zmiana formatu z audio na mp3; przecież mam tyle książek czekających w kolejce na przesłuchanie.
A jednak.

Niejako na siłę starałam się mieć do audiobooka zastrzeżenia – bo nowela, a ja wolę powieści – długie, wielowątkowe historie; bo nagrany dobrych kilka lat temu, kiedy dopiero zaczął się rozwijać rynek audiobookowy; bo wiem, jak się kończy.

I w pewnym momencie zabrakło mi „przecież” i „bo”.

Zaczęłam i nie mogłam skończyć, książkę przesłuchałam od razu – nie było przerw, wracania do niej – gdy włączyłam audiobooka, to po 45 minutach usłyszałam ostatnie dźwięki nagrania i wtedy (a rzadko się to zdarza) wróciłam do początku i przesłuchałam jeszcze raz. Chciałam znaleźć wszystkie nitki interpretacyjne, nie mogłam pozwolić sobie, aby coś mi umknęło. Stevenson wiedział jak pisać, żeby zainteresować czytelnika. W tej książce wszystko wydaje się przemyślane od początku do końca (może dlatego, że autor tak naprawdę napisał ten utwór dwa razy – po sugestiach swojej żony spalił swą pierwszą próbę, by potem ponownie ją napisać).

Każde zdanie, każda aluzja jest uzasadniona, a w audiobooku wybrzmiewa mocniej, głośniej, dosadniej. Na pewno jest to zasługa niesamowitych aktorów: Krzysztofa Chamca, Adama Ferencego, Krzysztofa Stelmaszyka oraz reżysera nagrania Jacka Rozenka. Podczas drugiego odsłuchiwania zwróciłam większą uwagę na czytających, potrafili oni stworzyć prawdziwy spektakl, a według mnie jest to trudniejsze w książce audio niż na deskach teatru – odbiorcy nie rozprasza obraz, więc pomyłki nie zatuszuje gest, grymas aktora.
Od dawna darzę wielką słabością audiobooki czytane przez Ferencego, dzięki niemu przesłuchałam Dżumę i Dom pod lutnią, pomimo że wcześniej obie książki poznałam w wersji papierowej. I w tym wypadku też się nie zawiodłam – aktor miał najistotniejszą rolę – bo oddał swój głos głównemu bohaterowi.

Może wydawać się, że nowela jest znana każdemu – przecież mamy wiele ekranizacji filmowych, tyle nawiązań w innych powieściach, czy nawet rozprawach naukowych. I tu chciałabym powiedzieć, iż nic bardziej mylnego – bo same ekranizacje skupiają się tylko na fizycznej przemianie głównego bohatera, podczas gdy nawiązania w innych tekstach są tylko wspomnieniem idei, pomysłu Stevensona. W momencie, gdy zaczniemy słuchać książkę (jeśli wcześniej jej nie poznaliśmy), zaskoczy nas fakt, że tak naprawdę nie znamy tego opowiadania. Oczywiście rozumiemy i poznajemy koncept rozdwojonej osobowości dr. Jekylla i pana Hyde'a, gdyż jest on zbyt mocno zakorzeniony w naszej kulturze, ale nie znamy sedna problemu. Nie chcę i nie będę zdradzać fabuły, opisywać co, dlaczego i jak. Chcę natomiast zachęcić do przesłuchania, poznania tego audiobooka, gdyż jest on z najwyższej półki, zarówno jeśli chodzi o treść, jak i samo nagranie.
Fabuła 5
Interpretacja 5
Efekty specjalne
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 5
Ogólne wrażenie 5

wtorek, 1 marca 2016

Dobra bajka? – nic prostszego...




„Posłuchajcie, o to bajka, stara bajka samograjka,
ale dla was daję słowo wymyśliłem ją na nowo”

Kiedy usłyszałam te pierwsze wersy puszczone z płyty CD, moje współlokatorki poderwały się ze swych krzeseł i przybiegły do pokoju, w którym starałam się odsłuchać słuchowisko. Oczywiście, moje pierwsze skojarzenie – za głośno słucham, a do tego bajki dla maluchów – jasne, że coś ze mną jest nie tak! O, jak się myliłam. Spojrzałam na dziewczyny stojące w drzwiach i zobaczyłam promienne uśmiechy -- zupełnie jak dzieciaków w sklepie z cukierkami. Co się okazało, dorosłe panny (nie będę wykazywać jak dorosłe), odsłuchały wraz ze mną bajki, co chwilę rzucając: A pamiętacie to?!, Jak ja sie wtedy bałam... Kiedy dobiegło końca to niespełna piętnastominutowe nagranie z roku 1966, byłyśmy oszołomione.

Tak, proszę Państwa, oszołomione, tym, że ponad czterdziestoletnie słuchowisko nie straciło NIC ze swego wdzięku i lekkości. Jedynym elementem, który mógłby nas naprowadzić na ślad, mówiący o latach nagrania tej pięknej audycji Polskiego Radia, to czarowne i urokliwe „gładkie ł” wymawiane w sposób tak charakterystyczny przez starszych aktorów. Jednakowoż nie rzucało się to, aż tak bardzo w „uszy”, aby przeszkadzało w odbiorze całości bajki, dodaje to tylko szczyptę przyjemnej odmienności. Aktorzy, którzy wcielili się w główne postaci - mam tu na myśli panią Barbarę Krafftównę w roli Małgosi, Zofię Rysiównę odgrywającą Czarownicę, czy pan Michnikowskiego, jako Jasia - doskonale wpisali się w konwencję bajek dla najmłodszych. Pełne emocji głosy, stopniowanie napięcia, czy mocne modulowanie wypowiedzią, pozwalają przenieść się słuchaczowi (zdaję sobie sprawę, iż brzmi to tandetnie) w świat inny -- dobrze znany dzieciom, zapomniany już przez dorosłych. Dzięki magicznej atmosferze nagrania  skupiamy swoją uwagę tylko na słuchaniu, nie rozpraszając się niczym.

Wiele uroku całej bajce dodają odgłosy czynności wykonywanych przez bohaterów(np. ścinanie drzewa), czy śpiew ptaków. Dodatkowo całemu przedsięwzięciu towarzyszą dźwięki instrumentów, które dopełniają atmosferę stworzoną przez aktorów. Kiedy ma się pojawić postać czarownicy, brzmienia wydawane przez pianino i perkusję są tak złowrogie, iż można dostać gęsiej skórki. Ta opowieść muzyczna śpiewano-recytowana jest przemyślana i dobrze wykończona. Rytmika i rymy kolejnych strof idealnie nadają się do tego typu przedstawienia. Wszystko w tej inscenizacji jest takie, jak być powinno: wilk początkowo swoim mocnym i tubalnym głosem przeraża, Baba Jaga wydaje się podstępna i złowieszcza samym sposobem mówienia.

Zwrócę się teraz do samej warstwy tekstu. Słowa do bajki napisał Jan Brzechwa -- jego wyczucie dziecięcego świata i lekkość pióra ukazana jest praktycznie w każdej zwrotce. Nie będę ukrywać, że treść Jasia i Małgosi mocno odbiega od pierwowzoru braci Grimm. Jest w dużym stopniu złagodzona, wprowadzone w nią są współczesne elementy. Dla mnie to zaleta. Niekoniecznie chciałabym swojemu dziecku przeczytać mrożącą krew w żyłach opowieść, gdzie rodzice z rozmysłem porzucają swoje potomstwo w lesie, a dzieci później z premedytacją wrzucają kobietę do rozpalonego pieca – groza, prawie jak u Hitchcocka. Wersja, gdzie rodzeństwo gubi się z własnej winy, a Baba Jaga nie jest do końca czarownicą (więcej nie zdradzę), bardziej do mnie przemawia. Bajka porusza ważne współcześnie tematy, jak kradzież, szacunek dla natury, pomoc słabszym. Dodam, że dydaktyzm tej bajki nie jest zbyt nachalny, elementy moralizatorskie wprowadzone są z wyczuciem. Bez wątpienia opowieść ma swoje słabsze momenty. Małgosia przedstawia obraz stereotypowej zagubionej głupiutkiej dziewczynki, która bez swojego starszego mądrzejszego brata, zginęłaby -- taki lekki zgrzyt feministyczny.

Bajkę-Grajkę oceniam na szóstkę z plusem, podkreślam, że to nie jest suche, odegrane byle-jak, robiące papkę z mózgu słuchowisko. Może na moją ocenę miał wpływ sentyment, może byłam w dobrym humorze słuchając tego audiobooka. Jedno jest pewne, bawiłam się wyśmienicie i każdemu polecam, od czasu do czasu, przypomnieć sobie największe przeboje ze swojego dzieciństwa.
Fabuła 5
Interpretacja 5
Efekty specjalne 5
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 4+
Ogólne wrażenie 5

piątek, 26 lutego 2016

Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Na pewno?




No tak, jak ktoś chodzi na wysokich szpilkach i się potknie, to widać – chociaż mówi się również, że jak spadać to z wysokiego konia. Ale z drugiej strony podobno lekko to przyjemnie…

Może przejdę do sedna − przez ostatnie dwa tygodnie słuchałam audiobooka Diabeł ubiera się u Prady i stwierdzam, że ciężko jest mi ocenić tę książkę do słuchania. W pewnym sensie związałam się z nią emocjonalnie − te poranki pomiędzy 6:15 a 7:45, kiedy to oddawałam się lekturze przy przecieraniu oczu, rozczesywaniu kołtuna na głowie, czy nieudolnej próbie zjedzenia zdrowego śniadania. Ale chyba najbardziej nas połączył półgodzinny dojazd do mojego miejsca pracy w zatłoczonym, niepachnącym fiołkami tramwaju. Bo dzięki słuchaniu o życiu młodej Andrei Sachs skupiałam się na śledzeniu jej losów, a nie zastanawianiu się, dlaczego jeszcze nie leżę na moim ciepłym i przytulnym materacu. Ciężko jest mi ocenić ten audiobook z tego powodu, że był on tak samo denerwujący, co przyjemny.

Technika nagrania (5)
Odcinki zostały dobrze podzielone na 102 odpowiednie części, wszystko nagrane jest czysto – bez żadnych wpadek lektorki (czego zawsze żałuję, bo stanowiłoby to ciekawy kąsek).

Opakowanie (5)
Okładka jest wierną kopią wydania książkowego tejże pozycji, a także plakatu promującego film powstały w oparciu o fabułę stworzoną przez Lauren Weinberger. Spodobało mi się, że zarówno książka, audiobook i adaptacja filmowa (odbiegająca treścią od oryginału) tworzy spójną całość.  Pudełko jest z utwardzanej tektury i jest niewiele większe od płyty − dodam, że to mój ulubiony rodzaj opakowania. 

Interpretacja (3)
W ocenie interpretacji pani Katarzyny Martenowskiej miałam ciężki orzech do zgryzienia. Aktorka ma czysty i przyjemny głos, którego dobrze się słucha. Jego modulacja była zawsze odpowiednia i bardzo dobrze komponowała się z tekstem. Jednakże – właśnie, jednakże bardzo się cieszę, że moje małe mp3 ma funkcję szybszego odtwarzania nagrania, bo gdyby nie to, pewnie w tym momencie jeszcze słuchałabym końcówki tej książki. Może niektórym osobom pasuje ten, według mnie rozwlekły, sposób czytania, ja jednak nie mogłabym słuchać tego w takiej wersji, jak to było nagrane (proponuję zawsze posłuchać próbki w sklepie z audiobookami). I po DRUGIE, gdyż przez to nazwałam ten audiobook denerwującym − nazwy angielskie wymawiane przez aktorkę. Jestem już tym pokoleniem, które wychowało się na filmach amerykańskich i serialach z napisami, i jak słyszę, że ktoś tam ukończył dżejl i lubi słuchać dżi lo (no tak zdarzyło mi się oglądać namiętnie Gilmore girls i wiem, że Rory studiowała w Jejl a nie dżejl (Yale)) to po prostu z oburzenia pluję siebie i ludzi naokoło, najbardziej problematyczne staje się to w tramwaju, który, jak już napisałam jest zawsze zatłoczony.

Język i fabuła (4)
Historia, którą swym piórem nakreśliła Laurem Weisenberg jest opowieścią wielu, wielu tych, którzy kończą studia i chcą znaleźć dobrą, „przyszłościową” pracę. Młoda dziewczyna znajduje etat, jako asystentka Mirandy Priestly, która czyni życie Andrei jednym wielkim pasmem nieszczęść. Jest wymagająca, ale nie na zasadzie: „mój szef jest bardzo zasadniczy”, pani Priestly żąda od swoich asystentek rzeczy praktycznie niemożliwych. Jest nieuprzejma do obrzydliwości – np. nie zadaje sobie trudu zapamiętaniem imienia Andrei, a złośliwości, które kieruje w stosunku do innych są na porządku dziennym. Dodam jeszcze, że książkowy diabeł (bo tym właśnie jest sławna Miranda) różni się od bohaterki filmu – tam wspaniała Meryl Streep nadała swej bohaterce ludzkich rysów, podczas gdy w książce jest to jednowymiarowa, płaska i z gruntu zła postać. Nie ona jednak budzi, przynajmniej w moim mniemaniu, najwięcej emocji. Główna bohaterka jest cudną dziewczyną, tą w stylu Heidi, Pollyanny, Ani z Zielonego Wzgórza i jeszcze kilku innych panien zawsze postępujących dobrze i szczerze. Dla mnie, jest to dziewczę wysoce irytujące – po pierwsze za każdym razem Andrea pokazuje, że jest ponad Wszystko (Wszystko, to ubrania makijaż, gazety z modą, pieniądze, a także inni ludzie). Słuchając audiobooka, słyszałam tylko pogardę 23-letniej dziewczyny w stosunku do koleżanek z pracy, samej gazety, a pod koniec powieści główna bohaterka gardziła nawet sama sobą. Dodatkowo osoba, która wyśmiewa czyjś poziom francuskiego, nie umiejąc przy tym powiedzieć słowa w tym języku, wydaje mi się zwyczajnie żałosna. Może właśnie o to chodziło pisarce, tworząc tę sylwetkę − bo podobno dobrze stworzona postać powinna wzbudzać kontrowersje i negatywne emocje – jeżeli o mnie chodzi, Andrea budziła u mnie przede wszystkim pejoratywne odczucia. Powieść to została zbudowana na solidnych stereotypach, które mogą pozostać niezauważone, jednak gdy się je spostrzeże stają się irytujące niczym komar w letnią noc, złośliwie brzęczący nad uchem.

Wrażenia osobiste (4)
Polecam każdemu, kto chce posłuchać lekkiej i przyjemnej książki. Bo bez żadnych wątpliwości jest to lekka i przyjemna lektura. Nie ma w sobie żadnej głębszej treści –przesłanie, żeby przez pracę nie tracić swoich najbliższych i nie oddać się mamonie, jaką są pieniądze i sława, jest podane jasno na tacy. Według mnie, takie książki są potrzebne, pomagają się zrelaksować i oderwać głowę od spraw, o których w tym momencie nie chcesz myśleć. Nie jest to oczywiście pozycja, którą można wpisać na listę 100 najciekawszych książek literatury światowej − nie oszukujmy się, ale ten, kto z zamiłowaniem ogląda America’s Next Top Model, Project Runway, czy prowadzi blog szafiarkowy z zaciekawieniem przyglądnie się światu wielkich projektantów, dużych pokazów mody i życiu gazety, która nadaje nowe trendy, osnutą na wątku dziewczyny wkraczającej w dorosłe życie.
Fabuła 4
Interpretacja 3
Efekty specjalne brak
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 5
Ogólne wrażenie 4

wtorek, 23 lutego 2016

Hotel z duchami w dobrej cenie, kupię od zaraz




Kiedy chodziłam do szkoły, byłam oceniana według skali cyfrowej. Znaczy to tyle, że jeżeli nie odrobiłam zadania, dostawałam jedynkę, za wypracowanie, które zapierało dech w piersiach (według mnie oczywiście) otrzymywałam piątki, a gdy zdarzyło mi się wygrać jakiś superpoważny, megatrudny i niemożliwie ważny gminny konkurs matematyczny, czy ortograficzny mogłam zobaczyć idealne kształty cyferki 6. Obecnie dzieciaki dostają jedynie ocenę opisową (klasy I-III) – czyli dla tych, którzy nie lubią czytać, to jedna wielka tragedia. Bo przecież, nie wystarczy tylko przelecieć wzrokiem cenzurki, ale zastanowić się nad tym, co może znaczyć dana uwaga, może wyciągnąć jakiś wniosek, itd…
Ten nieco przydługi wstęp ma tylko jeden cel – otóż, doszłam do wniosku, że jeżeli chcę ocenić tego audiobooka, najlepiej będzie zrobić to za pomocą ocen takich, jakich ja doświadczyłam, i takich, jakie dostają dzieci w klasach początkowych. Bo to przecież książka do słuchania dla młodzieży i dzieci. Nazwy przedmiotów są prawie zawsze „szkolne”, jednakże ich wymyślone przeze mnie znacznie to całkowicie tzw. „wolna amerykanka”.
Dorobek autora -  4+
Pierdomenico Baccalario – ten, ponad trzydziestoletni pisarz, znany jest z książek typowo młodzieżowych. Jego seria o Ulissesie Moore`e, czy czterotomowe Century (dostępne także w wersji audio) są znane milionom nastolatków na całym świecie i nie bez znaczenia jest to, że odnoszą one w każdym kraju jednakowy sukces. Pisarz tworząc tę serię (jej drugi tom to Wstrząsająca rodzinka) dla tym razem trochę młodszych czytelników, spisał się równie dobrze co w poprzednich, wspomnianych wyżej pozycjach. Ta odjęta połowa oceny jest za to, że Pan Baccalario, pomimo, że jest Włochem, nadał imiona i nazwiska typowe Amerykanom, także miejsce powieści umieścił w anglojęzycznym kraju, a ja po prostu chciałabym - bo lubię, posłuchać kilku włoskich słów – nawet jeżeli miałyby to być to nazwy własne.

Technika (nagrania) – 5
Książka audio podzielona jest na 18 części – około 7 do 10 minutowych. Bardzo wygodne w odsłuchiwaniu i szukaniu miejsca, w którym się skończyło. Bez żadnych problemów z błędami w nagraniu. Nie ma incydentów z chrząkaniem, jąkaniem się lektora, powtarzaniem linijek (jak to się niestety czasami zdarza). Nagranie jest „czyste” i słucha się go z prawdziwą przyjemnością.

Plastyka (opakowania) – 4
Czwórka dlatego, bo okładka jest normalna, czyli dobra. Jest ona taka sama, jak okładka książki w wersji papierowej. Format jest mały – nieksiążkowy, wygodny w noszeniu, plastikowy.

Recytacja (interpretacja) – 6
Napiszę tylko, że jest fanką Pana Barcisia. Stałam się nią nagle – po wysłuchaniu tej niesamowitej książki. Pan Barciś świetnie zmienia głos, wcielając się w Willa, Tuppera, czy wujka Alwina, genialnie moduluje swoim aparatem mowy, pokazując kpinę, zniesmaczenie, wściekłość, a także rozbawienie. Czyta wyraźnie i potrafi wczuć się w daną sytuację, zupełnie jakby skończył jakąś szkołę filmową, czy teatralną?! To oczywiście żart, ukończył PWSFTviT w Łodzi (1979).

Język i fabuła – 5
Audiobook z przeznaczeniem dla dzieciaków i młodszej młodzieży ma język dostosowany do niej. Nie jest wydumany, patetyczny, czy trudny, aczkolwiek słownictwo jest bogate i na pewno rozwinie umiejętności lingwistyczne młodszych i starszych. Z pewną rezerwą odbierałam na początku stylizację na język nastolatków, jednakże po kilku, niezbyt długich chwilach, zaczęło mi się to podobać, gdyż poczułam się jak w podstawówce, kiedy to z rozpłomienionymi policzkami czytałam Nienackiego, czy Niziurskiego. Myślę, że zarówno oryginał włoskiego pisarza, jak i wyśmienita praca tłumacza dały znakomitą dla ucha książkę.

Co do samej fabuły jest ona ciekawa i zupełnie się nie dłuży. Efektowne zwroty akcji, śmieszne wydarzenia. Jest Will, który dziedziczy po swoim wujku Alwinie podupadającą Agencję Duchów, obok niego znajduje się wierny przyjaciel Tupper, a cała reszta postaci jest zręcznie owinięta wokół głównego bohatera. Typowy schemat – „równy” chłopak, jego neurotyczny kolega i przebiegły, rozkapryszony antagonista głównego bohatera, moim zdaniem jest odpowiednio wykreowany. Pomimo, że wspomniany już przez mnie „układ” pojawia się często w innych książkach dla młodzieży, pozwala on młodszym czytelnikom na poznawanie działania świata, wpisuje ich w przestrzeń, stymuluje poznawanie wzorów postępowania. Nie chcą zdradzać zbyt wiele z fabuły, dodam, że znalezienie odpowiednich duchów do straszenia w strasznym hotelu, nie jest wcale takie proste! Wspomnę, że wprowadzenie zabójczej łyżeczki, czy nagrody „Ghost award”, stawia ten audiobook na półce ciekawych i nietuzinkowych książek.

Wrażenia osobiste -  5+
Od pierwszych chwil zostałam porwana przez tę książkę do słuchania. Przyznaję się, lubię powrócić do tomów dla dzieci i młodzieży, nieczęsto jednak trafiam na dobrą pozycję. Zazwyczaj tylko starsze utwory wzbudzają u mnie uśmiech na twarzy i czystą przyjemność słuchania, czy czytania. Tym razem, pomimo tego, że książka jest nowa, słuchałam - wchodząc w świat wykreowany przez Baccalario. Poczułam, że to, co stworzył autor jest prawdziwe, niewymuszone, lekkie i przyjemne dla ucha i ducha. Nie przyznając się głośno, stałam się znowu tą dziesięciolatką, która potrafiła uwierzyć w każde bajki wciśnięte w karty książki. I nawet postanowiłam zainwestować w Agencję Duchów…
Skąd ja tylko, do diaska, wezmę duchy?!
Fabuła 5
Interpretacja 5
Efekty specjalne brak
Grafika i estetyka opakowania 4
Jakość techniczna nagrania 5
Ogólne wrażenie 5

piątek, 19 lutego 2016

Pippi wydoroślała - Larsson Millenium




Ostatnio na rynek polski wyszedł nowy rodzaj papierosów. Można je wypalić, jako zwykłe tytoniowe dobrodziejstwa,  można jednakże zgnieść kuleczkę znajdującą się we filtrze i wtedy poczuje się orzeźwiający, lekko miętowy aromat. Tak samo jest z powieściami Stiega Larssona, tyle że we filtrze jego książek możemy znaleźć nie jedną, a kilka takich „rześkich” niespodzianek.

Pierwszą z nich – najbardziej zauważalną jest interpretacja aktora czytającego powieść. Normalnie w polskich wydaniach audiobooków rzadko można spotkać naprawdę nadzwyczajne, wyróżniające się interpretacje (osobiście mogę polecić Piotra Fronczewskiego czytającego Harrego Pottera, Edytę Jungowską  wraz z jej wersją Pippi, czy Marka Walczaka i znany wielu słuchaczom Potop w jego wykonaniu). Słuchając poszczególnych części Millenium, łatwo jest pominąć  kunszt pana Krzysztofa Gosztyły. Książki z tak dobrze skonstruowaną fabułą, często zakrywają dobrą interpretację. Tak też się dzieje w kryminałach Larssona, talent aktora można spostrzec w dwojaki sposób: albo tuż po przesłuchaniu książki wziąć się za kolejny audiobook i stwierdzić, że coś jest nie tak, że coś zgrzyta - -przyzwyczajenie do świetnego głosu aktora wtedy daje o sobie znać, lub też słuchając po raz drugi książki (tak było w moim wypadku) i skupić się już wtedy nie tyko na akcji (bardzo wciągającej), ale i na detalach m.in. odpowiedniemu stopniowaniu napięcia , czy też opisach tak lubianych przez Larssona, które lektor potrafi przeczytać w sposób interesujący, bo nawet szczegóły przyrody szwedzkiej stają się fascynujące w wykonaniu warszawskiego artysty. 

Drugą orzeźwiającą kuleczką jest główna bohaterka trzech tomów – Lisbeth Salander – dorosła Pippi nie tylko szwedzkiej literatury. Osobiście chyba po raz pierwszy spotykam się z przedstawicielką kobiecej płci, która jest mądrzejsza, odważniejsza i zdecydowanie ciekawsza od męskich typów znajdujących się w powieści. Od samego początku dziewczyna wyglądająca jak zbuntowana uczennica intryguje, wraz z kolejnymi tomami jej postać staje się wyraźniejsza, bardziej zrozumiała, nagle jej wszystkie tatuaże (osa na szyi, smok na plecach) nabierają znaczenia. Pomimo jej niektórych dyskusyjnych zachowań od samego początku ta introwertyczka zdobywa sympatię słuchaczy (to nie tylko moja opinia).

Trzecią niespodzianką jest poprowadzenie akcji w trzech tomach przez pisarza. Często zdarza się, iż autor się powtarza, wałkuje ciągle te same historie. Na szczęście na pierwszy rzut ucha można zauważyć, iż Larsson ma pomysł na powieść, każe słuchaczowi skupiać się na co nowych wątkach i nie siada na laurach, tylko tworzy nowe, coraz bardziej ciekawe intrygi. Logicznie poprowadzona fabuła i nieprzewidywalne zwroty akcji nie pozwalają się słuchaczowi oderwać od książki.

Niestety, muszę wspomnieć o maleńkich mankamentach powieści. Wielu słuchaczy narzeka na miejscami zbyt rozległe opisy, to fakt, każdy chyba zrozumiał, iż Szwecja kocha urządzanie mieszkań meblami firmy Ikea, i wie, jaki ekspres do kawy warto kupić. Ponadto znajdują się w książkach wątki zupełnie niepotrzebne, jak na przykład roczne wakacje głównej bohaterki. Na usprawiedliwienie mogę dodać, iż pisarz chciał napisać siedem części  Millenium, jednakże przedwczesna śmierć mu to uniemożliwiła. Mój wniosek jest taki, iż wątki wprowadzone i z pozoru nie mające większego znaczenia miały się rozwinąć w następnych tomach. Dodatkowo muszę wspomnieć, czysto z polonistycznego punktu widzenia, iż niestety widać, że pierwszą część przełożyła inna tłumaczka, mająca lepszy warsztat pisarski od tej drugiej.

Zdecydowanie zachęcam do wysłuchania powieści Larssona nie tylko ze względu na świetną fabułę, ale i na niesamowitą pracę lektora. Myślę ze każdy polubi nowe wcielenie szwedzkiej Pippi i poczuje orzeźwiający wiatr skandynawskiej powieści.

Fabuła 5
Interpretacja 5
Efekty specjalne 5
Grafika i estetyka opakowania 5
Jakość techniczna nagrania 5
Ogólne wrażenie 5